Rozmowy na trudne, angażujące czy obciążające emocjonalnie tematy nie należą do łatwych, a niejednokrotnie również nie są przyjemne. Gdy w rodzinie występuje zachorowanie na nowotwór kwestia ta staje się dominującą zarówno w rozmowach, jak i w przemilczeniach.
Każdy sposób potraktowania tego tematu wydaje się być lepszym od przemilczania nurtujących kwestii. Trudno znaleźć uniwersalne rady czy zasady pomocne w takiej rozmowie choćby z tego powodu, że każda międzyludzka relacja jest niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju. Nieco łatwiej można wskazać na to, co niechcący może utrudnić, a nawet zablokować komunikację.
Po pierwsze – nie lituj się! Ostatnią reakcją jakiej oczekuje chory jest okazywanie współczucia nie rzadko mylonego z litością. Osoby dorosłe w chorobie oczekują normalności w powtarzalnych kontaktach społecznych. A zwłaszcza naturalności w traktowaniu.
Po drugie – nie wyręczaj chorego w tych zakresach aktywności, które może realizować/kontynuować/podejmować. Próby zastępowania w tym co jest dla chorego dostępne jest dla niego irytujące i odczytywane jak sygnał traktowania jako osoby słabszej, mniej samodzielnej, mniej zaradnej, co może prowadzić do ukształtowania postawy wyuczonej bezradności i nie uzasadnionej rezygnacji z dostępnych form działania.
Po trzecie – nie umniejszaj choroby, jej wpływu na życie. Wszelkie, oparte na dobrej motywacji, stwierdzenia typu „nie wyglądasz na chorego”, nie tylko nie poprawiają samopoczucia, ale mogą być sygnałem braku empatii i zrozumienia. (Nie zawsze choroba jest „widoczna”, pomimo iż jest dolegliwa.)
I jeszcze jedno – nie udzielaj rad, nie pouczaj, nie mów co byś zrobił na jego miejscu. Mało która reakcja irytuje tak bardzo jak udzielanie jałowych porad.
A jeśli już wejdziesz na „minę”, to wybrnij z niezręczności jak tylko taktownie możesz, a przede wszystkim nie zniechęcaj się do dalszego rozmawiania.