Nierzadko chorzy skarżą się na brak zrozumienia swoich przeżyć i położenia życiowego spowodowanego przez zachorowanie na nowotwór. Pojawia się wtedy pokusa, by myśleć, że chorego może wyłącznie zrozumieć ten kto wcześniej sam chorował. Ile w tym prawdy? Ile uogólnień, przekłamania?
Pewne jest to, że kiedy przeżywamy trudną i emocjonalnie obciążającą sytuację skupiamy się na sobie, w pewnym stopniu egocentryzujemy i docierające zachowania otoczenia „filtrujemy” przez własne oczekiwania, nastawienie, nastrój. Łatwiej jest zachować się wobec osoby, która ujawnia swój stan, nazywa przeżywane uczucia, dzieli się przeżyciami niż w stosunku do chorego, który werbalnie deklaruje, że wszystko jest w porządku, a mimiką, postawą, zachowaniem unieważnia swoje deklaracje. Jeśli otoczenie w taki sposób zachowującego się sytuacji dowie się bardziej lub mniej wyczerpująco w czym może być pomocne, a bywa, że pomoc potrzebna jest w fundamentalnie ważnych sprawach.
Sytuacja komplikuje się gdy odpowiedzi uzyskać się nie udaje i obie strony przeżywają rozczarowanie, a do tego motywacja otoczenia do wyrażania troski słabnie i pojawia się rzadziej, co dodatkowo rozczarowuje chorego. Wtedy najbardziej empatyczne otoczenie, czy obecność osoby po podobnych przejściach niewiele zmienia.
Potrzeba czasu, by zbudowany dystans do swoich przeżyć i zachowań umożliwił sformułowanie przekonania, że nie ma w pełni właściwego zastawu reakcji i zachowań otoczenia, ponieważ gdy troski i pytań (powtarzających się) jest dużo, chory czuje się nimi zmęczony i osaczony, lub zaczyna podejrzewać, że najbliżsi mają na temat jego stanu inną (większą, „gorszą”) wiedzę niż on sam, a kiedy zainteresowanie maleje pojawia się poczucie osamotnienia, marginalizowania, obniżenia znaczenia choroby i zagrożenia.
Trudno o pełną racjonalność gdy do głosu dochodzą silne, długotrwale emocje. Po stronie otoczenia nigdy nie ma zbyt wiele empatii, zrozumienia, serdeczności czy gotowości do otoczenia ciepłem i opieką. Dla dorosłej osoby w trakcie chorowania, leczenia i zdrowienia ważne jest aby odpowiedziała sobie na pytanie co jest dla niej bardziej komfortowe – spędzanie czasu wśród innych osób, nawet jeśli jest to męczące i wymaga większej mobilizacji, czy uzyskanie czasu dla siebie, na myśli i czynności na które wcześniej nie było czasu, czy może przeplatanie czasu aktywności w relacjach społecznych z potrzebą wycofania, wyciszenia, spędzania czasu z samym sobą bez poczucia osamotnienia.
A kiedy znajdziemy ten punkt wygody, to warto poinformować najbliższe otoczenie i cieszyć się taką jego troską jaka zaspokaja potrzeby i oczekiwania, a nie przytłacza.